Od koszmaru wielkich miast,
w stronę ciszy i przyrody
autostradą cały czas
suną rzędem samochody,
suną rzędem bezustannym
smukłe fordy i seleny,
mercedesy i mustangi,
volkswageny, citroeny...
I na gaz, byle dalej od miast,
skrzynia biegów z wysiłku dygocze i drga,
kipi krew, albo olej czy kwas,
c zy benzyna, czy co też samochód tam ma.
Sunie wozów równy rząd,
kłęby spalin lśnią niebiesko,
a wśród aut ona i on -
lancia strato i ford escort,
ona mruga migaczami,
bagażnikiem kręci czule,
on śmiertelnie zakochany
od resorów po hamulec.
I na gaz, dr oga równa jak stół,
ach, dogonić ją, objąć ją, jeśli się da,
swoją miłość jej rzucić do kół,
czy do sprzęgła, czy co też samochód tam ma.
Szosa niebezpieczna jest,
tyle samochodów na niej,
jasnoszary, strzeż się, strzeż,
nie strać z oczu ukochanej!
Widz isz strzałki? W lewo zjazd...
Gdzie twój refleks, skręcaj stary!
Przegapiłeś, no i masz -
już za późno, jasnoszary...
Wi ęc na gaz, wsteczny bieg, i na gaz!
Jasnoszary, ty co - znajdziesz lepszą niż ta!
Masz ją z głowy, z chłodnicy ją masz,
czy z gaźnika, czy co też samochód tam ma.
W życiu pruje się na wprost,
albo skręca przypadkowo,
żadne drogi jak na złość
nie chcą schodzić się ze sobą;
czemu setką gnasz pod prąd,
nie bierz tego tak na serio!
Płonie jasnoszary ford
z roztrzaskaną karoserią...
Nie wybiera się szlaków i dróg,
trzeba tą drogą iść, którą los iść nam da -
stygną resztki resorów i śrub,
oraz serca - czy co też samochód tam ma...
|