Czy piszę coś, czy robię coś, czy przyjdzie jakiś gość albo blondynka pewna wpadnie na herbatę, wrażenie mam, że dzień i noc przygląda mi się ktoś - dyskretny, niewidzialny obserwator. Zrywam się, zaglądam wszędzie, przetrząsam każdy kąt, narzeczona ma pretensje, bo nic z tych rzeczy z nią, z narzeczoną o pogodzie rozmawiamy aż po brzask, nic innego nie wychodzi, gdy on patrzy cały czas, markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno... Na wódkę mam ochotę, a kto nie lubi pić, lecz wódka dziwnie grzęźnie mi w przełyku, to znowu on - przygląda się, jak gdyby nigdy nic i każdy łyk podlicza w kapowniku. Zrywam się, zaglądam wszędzie, przetrząsam każdy kąt, narzeczona ma pretensje, bo nic z tych rzeczy z nią, z narzeczoną o pogodzie rozmawiamy aż po brzask, nic innego nie wychodzi, gdy on patrzy cały czas, markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno... Ponosi mnie, wychodzę z nerw, wytężam cały spryt, naciągam koc na łeb i głośno chrapię, na stole zaś zakąski i koniaku stawiam litr, połaszczy się - i wpadnie w moje łapy... Zrywam się, zaglądam wszędzie, przetrząsam każdy kąt, narzeczona ma pretensje, bo nic z tych rzeczy z nią, z narzeczoną o pogodzie rozmawiamy aż po brzask, nic innego nie wychodzi, gdy on patrzy cały czas, markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno... Złośliwy z niego drań, na przykład wczoraj podczas gry - jak dorwę, ukatrupię go na miejscu! - chciałem powiedzieć trefl, zaglądam w karty, a tu pik, a w banku, kurczę, trzy tysiące dwieście! Zrywam się, zaglądam wszędzie, przetrząsam każdy kąt, narzeczona ma pretensje, bo nic z tych rzeczy z nią, z narzeczoną o pogodzie rozmawiamy aż po brzask, nic innego nie wychodzi, gdy on patrzy cały czas, markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno... Dziś rano w pracy pewien list dał mi przeczytać szef, niesamowicie głupi wprost anonim, ja ten charakter pisma znam, no tak, już wiem, psiakrew: to on, to obserwator mój rodzony! Rozpoznałem przeciwnika - domyślacie się już? Macie rację, ta blondynka, co to z nią ani rusz, oniemiałem - ta blondynka...? Postawiłem oczy w słup, pytam - Ale czemu, Ninka? - Bo nie mówisz, kiedy ślub. Markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno...
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1986