Czy piszę coś, czy robię coś, czy przyjdzie jakiś gość
albo blondynka pewna wpadnie na herbatę,
wrażenie mam, że dzień i noc przygląda mi się ktoś -
dyskretny, niewidzialny obserwator.
Zrywam się, zaglądam wszędzie,
przetrząsam każdy kąt,
narzeczona ma pretensje,
bo nic z tych rzeczy z nią,
z narzeczoną o pogodzie
rozmawiamy aż po brzask,
nic innego nie wychodzi,
gdy on patrzy cały czas,
markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno...
Na wódkę mam ochotę, a kto nie lubi pić,
lecz wódka dziwnie grzęźnie mi w przełyku,
to znowu on - przygląda się, jak gdyby nigdy nic
i każdy łyk podlicza w kapowniku.
Zrywam się, zaglądam wszędzie,
przetrząsam każdy kąt,
narzeczona ma pretensje,
bo nic z tych rzeczy z nią,
z narzeczoną o pogodzie
rozmawiamy aż po brzask,
nic innego nie wychodzi,
gdy on patrzy cały czas,
markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno...
Ponosi mnie, wychodzę z nerw, wytężam cały spryt,
naciągam koc na łeb i głośno chrapię,
na stole zaś zakąski i koniaku stawiam litr,
połaszczy się - i wpadnie w moje łapy...
Zrywam się, zaglądam wszędzie,
przetrząsam każdy kąt,
narzeczona ma pretensje,
bo nic z tych rzeczy z nią,
z narzeczoną o pogodzie
rozmawiamy aż po brzask,
nic innego nie wychodzi,
gdy on patrzy cały czas,
markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno...
Złośliwy z niego drań, na przykład wczoraj podczas gry -
jak dorwę, ukatrupię go na miejscu! -
chciałem powiedzieć trefl, zaglądam w karty, a tu pik,
a w banku, kurczę, trzy tysiące dwieście!
Zrywam się, zaglądam wszędzie,
przetrząsam każdy kąt,
narzeczona ma pretensje,
bo nic z tych rzeczy z nią,
z narzeczoną o pogodzie
rozmawiamy aż po brzask,
nic innego nie wychodzi,
gdy on patrzy cały czas,
markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno...
Dziś rano w pracy pewien list dał mi przeczytać szef,
niesamowicie głupi wprost anonim,
ja ten charakter pisma znam, no tak, już wiem, psiakrew:
to on, to obserwator mój rodzony!
Rozpoznałem przeciwnika -
domyślacie się już?
Macie rację, ta blondynka,
co to z nią ani rusz,
oniemiałem - ta blondynka...?
Postawiłem oczy w słup,
pytam - Ale czemu, Ninka? -
Bo nie mówisz, kiedy ślub.
Markotnie mi, paskudnie mi, lecz trudno...
|