Trener wbija we mnie wściekły wzrok, Ludzie wyrywają włosy z głów: Osiem osiemdziesiąt - piękny skok, Lecz na linię nadepnąłem znów! Linia to mój prześladowca, wróg i kat, Gdy nie widzę jej przed sobą, wpadam w trans, Gdy mnie linia nie krępuje, skaczę tak, Że i kangur nie miałby najmniejszych szans!         Na trybunach znowu istny szok, Sprawozdawcy słów po prostu brak, Osiem dziewięćdziesiąt - piękny skok, Lecz spalony - Boże, i to jak! Znów na linię nadepnąłem, co za los, Złoty medal zgarnie rywal, a nie ja - Gdyby z linią tą ktoś wreszcie zrobił coś, Jednym skokiem bym przeskoczył USA!         Trener oszczep chciał mi w tyłek wbić, Sędzia głową o murawę tłukł - Dziewięć metrów! - Mistrzem mógłbym być, Lecz na linii ślady moich stóp... Słusznej linii trzeba trzymać się, to fakt, Ale ja nie mogę w tym przesady znieść, W końcu, kto mi na szkoleniach do łba kładł, Że nie forma jest istotna, ale treść?         Szybko jednak swój pojąłem błąd, Znowu skaczę - na trybunach szok, Siedem pięć - za mało? Ależ skąd, Tu się liczy linia, a nie skok!                
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1991