Trener wbija we mnie wściekły wzrok,
Ludzie wyrywają włosy z głów:
Osiem osiemdziesiąt - piękny skok,
Lecz na linię nadepnąłem znów!
Linia to mój prześladowca, wróg i kat,
Gdy nie widzę jej przed sobą, wpadam w trans,
Gdy mnie linia nie krępuje, skaczę tak,
Że i kangur nie miałby najmniejszych szans!
Na trybunach znowu istny szok,
Sprawozdawcy słów po prostu brak,
Osiem dziewięćdziesiąt - piękny skok,
Lecz spalony - Boże, i to jak!
Znów na linię nadepnąłem, co za los,
Złoty medal zgarnie rywal, a nie ja -
Gdyby z linią tą ktoś wreszcie zrobił coś,
Jednym skokiem bym przeskoczył USA!
Trener oszczep chciał mi w tyłek wbić,
Sędzia głową o murawę tłukł -
Dziewięć metrów! - Mistrzem mógłbym być,
Lecz na linii ślady moich stóp...
Słusznej linii trzeba trzymać się, to fakt,
Ale ja nie mogę w tym przesady znieść,
W końcu, kto mi na szkoleniach do łba kładł,
Że nie forma jest istotna, ale treść?
Szybko jednak swój pojąłem błąd,
Znowu skaczę - na trybunach szok,
Siedem pięć - za mało? Ależ skąd,
Tu się liczy linia, a nie skok!
|