Dawszy sobie w gaz,
wracałem przez las...
Właśnie chęć na śpiew
naszła jakoś mnie,
I poniosło w las
echo słowa te:
„Kak liubił ja was,
oczi cziornyje..."
Wpierw był trakt, potem dukt,
Deszczyk mżył cały czas,
Bryzgi błota spod kół
Wciąż chlapały mi w twarz,
W gardle pełno go mam,
Takie lepkie jak pleśń,
Przepłukuję więc krtań
I znów śpiewam tę pieśń:
„Oczi cziornyje,
Kak liubiłja was..."
Ot, przypięło się
Parę głupich fraz,
Potrząsnąłem łbem -
Szumi wciąż we łbie!
Patrzę w tę i w tę,
I zatyka mnie:
Z obu stron ciemny las, Drzew zacieśnia się krąg,
Konie strzygą uszami, Spłoszyło je coś...
Czemu one tak rżą? W czarny gąszcz wlepiam wzrok,
Wokół cisza i mrok, Lęk przenika na wskroś...
No, kochane, wio!
Zaraz będzie dom!
Jazda, wio, no co?
Gzy was w tyłki tną?
Z lewej jakiś ruch -
Poruszył się pień...
Koniowi pod brzuch
Śmignął szary cień.
Trzeba było mniej pić, Miarę znać, rozum mieć,
Trzeźwy strzelbę by wziął, Czy na drzewo by wlazł,
Trafił mi się as pik, To nie atut, to śmieć,
As pikowy to śmierć, Kiepska karta ten as...
Wilcze kły o krok,
Piana lśni na kłach,
Konie rwą przez mrok,
Włosy jeży strach,
Jak szalony gnam,
Batem konie tnę,
A na ustach mam
„Oczi cziornyje..."
Tętent, tupot i cwał, Las nad głową się zwarł,
Dzwoneczki jazgoczą, Słyszę osi trzask,
Po wykrotach mknie wóz, Trzaska bat raz po raz,
A kostucha tuż, tuż, Wilki są wokół nas!
Wytrzeźwiałem w mig -
Plątanina pni,
Jeszcze jeden wilk,
Koła w drebiezgi...
Z boku mignął płot,
Zaszczekały psy -
Odkaszlnęliśmy,
Odsapnęliśmy I stanęliśmy...
Utrudzonym koniskom
Za ten cwał przez las
Pokłoniłem się nisko,
Jak należy, w pas,
Szczodrze owsem i sianem
Napełniłem żłób -
Gdyby nie wy, kochane,
Byłby ze mnie trup!
Raz jest tak, raz siak,
Jak - czort jeden wie,
Śmierć mnie brała za frak -
Rozmyśliła się...
Może w pieśni coś
Poplątałem ja?
„Oczi cziornyje,
Skatiert' biełaja..."
|