Było święto, piękny dzień, niedzielę trzeba wykorzystać, Mam zasadę - w wolny dzień nie można kraść, Nagle łapią mnie za kark i ktoś się drze: „Recydywista!" Jest milicja, zbiegowisko, gwałt i wrzask. „Towarzysze, co za ton, to jakieś nieporozumienie, Że recydywista? Skąd! Proszę: nazywam się Siergiejew!" Było święto, piękny dzień, ale gliniarze wciąż na nogach, Też wykonać muszą plan - mandatów, kar, A kiedy przekroczą taki plan, dostają premie i nagrody, Dla nich taki ktoś jak ja to istny skarb. Wypytują, co i jak, nawet częstują „Biełomorem": „Więc recydywista, tak? Podpisz się pod protokołem!" Było święto, piękny dzień, słońce rozkosznie przygrzewało, Ludzie sobie z rodzinami szli przez park, A ja siedziałem jak w złym śnie, jak w najwstrętniejszy poniedziałek, Zaś major grzebał w teczce moich akt. „Mówcie, który to już raz? - Ale ja naprawdę nie wiem... - Oj, recydywista z was! - Skąd, nazywam się Siergiejew..." Było święto, piękny dzień, a mnie włos jeżył się na głowie, Bo major w śledztwie twardy był jak głaz, Sprawdził parę liczb i dat, coś wynotował, podsumował I powiedział, że to już dziesiąty raz. Pióro pchają mi do łap, jak podpisać - całkiem nie wiem: Że recydywista - fakt, ale nazywam się Siergiejew! Było święto, piękny dzień, a ja, zmęczony i pobity, Jednym tylko pocieszałem się zza krat: Że do planu likwidacji chuliganów i bandytów Ja, Siergiejew, wniosłem własny, skromny wkład.
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1991