Było święto, piękny dzień, niedzielę trzeba wykorzystać,
Mam zasadę - w wolny dzień nie można kraść,
Nagle łapią mnie za kark i ktoś się drze: „Recydywista!"
Jest milicja, zbiegowisko, gwałt i wrzask.
„Towarzysze, co za ton,
to jakieś nieporozumienie,
Że recydywista? Skąd!
Proszę: nazywam się Siergiejew!"
Było święto, piękny dzień, ale gliniarze wciąż na nogach,
Też wykonać muszą plan - mandatów, kar,
A kiedy przekroczą taki plan, dostają premie i nagrody,
Dla nich taki ktoś jak ja to istny skarb.
Wypytują, co i jak,
nawet częstują „Biełomorem":
„Więc recydywista, tak?
Podpisz się pod protokołem!"
Było święto, piękny dzień, słońce rozkosznie przygrzewało,
Ludzie sobie z rodzinami szli przez park,
A ja siedziałem jak w złym śnie, jak w najwstrętniejszy poniedziałek,
Zaś major grzebał w teczce moich akt.
„Mówcie, który to już raz? -
Ale ja naprawdę nie wiem...
- Oj, recydywista z was! -
Skąd, nazywam się Siergiejew..."
Było święto, piękny dzień, a mnie włos jeżył się na głowie,
Bo major w śledztwie twardy był jak głaz,
Sprawdził parę liczb i dat, coś wynotował, podsumował
I powiedział, że to już dziesiąty raz.
Pióro pchają mi do łap,
jak podpisać - całkiem nie wiem:
Że recydywista - fakt,
ale nazywam się Siergiejew!
Było święto, piękny dzień, a ja, zmęczony i pobity,
Jednym tylko pocieszałem się zza krat:
Że do planu likwidacji chuliganów i bandytów
Ja, Siergiejew, wniosłem własny, skromny wkład.
|