Raz tak, raz siak, podłapiesz fart lub przerżniesz jak w pokera. Obmyślisz plan, zagrasz va banąue, oskubiesz gdzieś frajera. Odsiedzisz rok i znów na skok namówisz kumpli paru, Oczyścisz sklep, dasz komuś w łeb i zrobisz go na szaro. Żyć byle czym, unikać glin i cieszyć się wolnością! Użyłem dość: Pietrowka... Klops. Numer trzydzieści osiem. Poznałem życie z wielu stron, nie bałem się wyroku - Gdy wieźli na ludowy sąd, ręce mi drżały trochę. Dlaczego łżą - „ludowy sąd", ludu tam ani śladu, Zwyczajny sąd, a sędzia-głąb od razu mnie obraził: Mówię, co było, jak i gdzie, a wyrok - łomem w ciemię! A niech to szlag, nie zgadzam się na takie orzeczenie! Ja nie o winie - wpadłem, fakt, odsiadka rzecz normalna, Ale wpisali mi do akt, że rozbój był brutalny: Nieprawda! Powiesz grzecznie „cześć", pogmerasz po kieszeniach I gdzież brutalność, nóż czy pięść? Zmieniajcie orzeczenie! Ech, byłby tłum, podniósłbym szum i rzekł: - Kochani moi! O co ten wrzask, wszak każdy z was hołubił mnie i poił, Każdy mi forsę dawał sam bez krzyków i skandali, Dzięki serdeczne wszystkim wam, coście mi tak dawali! A ludzie z ław nie szczędząc braw wstawaliby spłakani, A ja bym wołał, tonąc w łzach: - Dziękuję wam, kochani! To by jak nic zadało kłam sędziowskim oskarżeniom - Jakże wam w oczy spojrzeć mam z tak wrednym orzeczeniem?
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1991
© Bartosz Kalinowski. Wykonanie, 2019