Co tyczy się bab, nie lubiałem ich bić,
Mniej więcej do lat siedemnastu,
Lecz teraz to już nie powstrzyma mnie nic,
I z prawa, i z lewa
I tłukę tę płeć według zasług.
Patrzycie na mój sympatyczny en face
I pewnie się trochę dziwicie,
Że ja, inteligent, skończone sześć klas,
Łagodny w obyciu,
A hańbi się - tfu! - kobit biciem?
A było to tak: przez całe trzy dni
Kochałem się w niej jak ten szczeniak,
Kupiłem jej nawet „Soir de Paris”,
Bez względu na cenę,
A cena - półtora tauzena!
A był jeszcze on, taki hrabia z M-2,
Ekspedient, nazywał się Misza,
Perfumę jej kupił taką samą jak ja,
I poszła z tym Miszą,
No, słowem - zwyczajny kurwiszon!
Po jakichś dwóch dniach powiedziałem jej tak:
„Zatłukłem już Miszkę - łajdaka,
Nie będę mieć odtąd szacunku dla bab,
A skoroś ty taka,
To zarżnę cię też jak kurczaka!”
Podszedłem na krok, ząb mi szczękał o ząb,
Z tych nerw mi tak szczękał i z gniewu,
I sama na płask ułożyła się dłoń,
I z prawa, i z lewa
Przygrzałem po pysku jak trzeba.
I odtąd kobity lękają się mnie,
Mawiają, żem brutal i zwierzę;
Dopadam ja je i piorę ja je
Co sił, ile wlezie:
Choć wszystkich, jak mówią, nie spierzesz,
Lecz trzeba się starać,
Bo wszystkim się w końcu należy!
|