Nikt nie uniknie swego wyroku,
A morska sól najtwardszą przeżre stal;
Dwa statki stały w portowym doku,
Jeden przy drugim burta w burtę stał.
Ta mniejsza była pięciotysięcznicą,
Swój ostry dziób krzywiła z miną złą:
„Jakiego typu jest ten typ, jakieś bóg wi co,
Koślawy, rdzawy - słowem, istny złom!”
I chociaż razem stały w doku,
to ogólnie
Wręcz nie cierpiały się te statki
obopólnie.
On miał poszycie w dość kiepskim stanie,
Lecz ona też nie była piękna zbyt:
Takie brzydactwo na oceanie
To skandal oraz ewidentny wstyd!
Ten większy również nie ukrywał wstrętu,
I myślał, patrząc na sąsiadki kształt:
„Ileż na świecie szpetnych jest okrętów,
Ten jej konstruktor chyba zeza miał!”
I chociaż razem tkwiły w doku,
to ogólnie
Nienawidziły się te statki
obopólnie.
Po jakimś czasie przyszli stoczniowcy,
Zabrali się do maszyn, wręg i burt,
Pomalowali luki, mostki,
Rdzę zeskrobali oraz brud.
Skończył się remont i frachtowce oba
Urodą swoją rozjaśniły dok,
On odmłodzony, ona zaś jak nowa -
Całego portu przykuwały wzrok.
I gdy tak stały, to stwierdziły,
że ogólnie
Wdzięku nabrały po remoncie
obopólnie.
I statek większy patrząc na mniejszy
Westchnął: „O nie, to chyba mi się śni!
Nie znałem dotąd kobiet piękniejszych,
Ni statków, co ci dorównałyby...”
Ona z uśmiechem patrzy na niego,
I szepcze cicho: „Miły mój, no cóż,
Zwykle szukamy szczęścia daleko,
A szczęście często jest tuż tuż...”
A w doku było tak intymnie
i przytulnie,
Że serca biły im nadzwyczaj
obopólnie.
A kiedy jakiś drań armatorski
Rozesłać je do różnych portów chciał,
Uciekły z doku obie jednostki,
By razem dzielić każdy sztorm i szkwał.
On czule objął ją i pocałował,
I wyruszyły w nierozłączny rejs,
Machała im brygada remontowa,
Historią tą wzruszona wręcz do łez.
I chyba nie ma co tu dziwić się
szczególnie,
Bo pokochały się te statki
obopólnie.
|