Nie ruszaj skór, i od topora won, porządek zrób, pieczara to nie chlew, no spójrz, czy jak wyglądać może dom? Rozdmuchaj żar i dorzuć parę drew. Mam tego dość, napsułaś ty mi krwi, w pieczarze brud, po kątach barachło, przez ten matriarchat-całej waszej płci wydaje się do dzisiaj Bóg wi co. Nie pchaj nosa do moich spraw, rządzić w domu - to męska rzecz, ty też musisz przestrzegać praw, a nie głupio ozorem mleć. Mamuta dorwą i podniosą wrzask, podzielą równo mięso, kły i sierść - nie nogę siedzieć z tobą cały czas, dam komuś w łeb, my też musimy jeść! Starszyzna ma za chwilę do nas przyjść, okryjże czymś ten wielki tłusty zad, bo znów na całe plemię będzie wstyd... Kamień łupany, a kamieni brak! Żeby chociaż tych żon mieć z pięć, to by było naprawdę coś, a tak trzeba się z jedną żreć - monogamia, zupełny klops. A przecież mądrze radził mi mój dziad, nim dziki nie rozniosły go na kłach; - Posłuchaj - mówił - wnuku, dobrych rad, ludożerczym nie bierz pod swój dach! Akurat ktoś poleci na twój seks, patrz, bo u wierzę - który by tam chciał, i o młodzieży przestań bzdury pleść, młodzież to przyszłość nasza i nasz skarb. Nie pchaj nosa do moich spraw, rządzić w domu - to męska rzecz, ty też musisz przestrzegać praw, a nie głupio ozorem mleć. No co się gapisz, biję cię, czy jak? Oddawaj topór, odłóż go, psiakrew, nie mogę, mnie za chwilę trafi szlag, - do trzech policzę, i rozwalę łeb!
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1986