I nastał dzień, gdy wszystko w mig
Doznało tego święta;
To tu, to tam rozległ się krzyk:
„Trwaj, chwilo, jesteś piękna!”
I lał się z nieba szczęścia deszcz,
I radowali się anieli,
I wszyscy nagle poszaleli:
„Śmierci już nie ma! Rób, co chcesz!”
Jeden zapijał się na śmierć,
Ktoś inny nie przestawał żreć
I żadnej przy tym nie ponosił szkody -
Wróg bił się z wrogiem, z bratem brat..
No, jednym słowem, miał nasz świat
Bez kary Zło i Dobro bez nagrody.
Cichutki człowiek, taki nikt,
Co tkliwym był poetą,
Podnosił teraz wrzask i krzyk,
I bił nim jak sztachetą.
Wyrwanym z jezdni kocim łbem
Radośnie w swoich bliźnich ciskał,
On, zagorzały pacyfista,
Ten, który tak się brzydził złem!
Nikt nie umierał, choćby chciał,
Choć śmierci szukałby na gwałt
I czekał na nią jak na wybawienie;
Teraz do bitki wciąż się rwał
I cały czas w pamięci miał:
„Pamiętam chwilę zachwycenia...”
Świat nauki złapał w żagle wiatr,
Testował trucizn skutki;
Pacjent trucizny pił i jadł
Na żywca, bez odtrutki.
Pogromy, jak za dawnych lat,
Urządza junta albo klika,
I nic z pogromów nie wynika,
I wszyscy żyją. Żadnych strat!
Czołgami samobójców stu
Przegnano z mostów w owym dniu,
Wisielców hurtem i en bloc wskrzeszano;
Tyrano do utraty tchu -
Wspaniały dzień i chwała mu!
Ogólnie dzień uznano za udany.
Lecz nagle zła gruchnęła wieść,
Zemściła się Fortuna...
Nie dopatrzono czegoś gdzieś -
Ktoś mimo wszystko umarł!
Z daleka od burzliwych zmian
Umarł, i nic mu nie pomoże;
Gorliwi reanimatorzy
Nie dali rady dotrzeć tam.
Jak mógł tak móc, jak śmiał tak śmieć,
I jak przekonać zdołał Śmierć?
Łapówkę przecież wzięła, mówiąc w skrócie -
Nie dopatrzyli! Co za błąd!
A tu z miłości umarł on -
Z miłości. Na najwyższej ludzkiej nucie...
|