Przestały w końcu ręce drżeć więc czas na szlak. Ech, strachu mój ty w otchłań leć i niech cię szlag! Nie ma co czekać pośród fal, bo sztorm i wiatr, przede mną nie poznana dal i wielki świat. Wśród nieodkrytych jeszcze tras ja płynę sam, a z wielu nie zdobytych gniazd też swoje mam. Tych co skończyli gdzieś na dnie osądził Bóg, bym w najważniejszy dla mnie rejs wyruszyć mógł. Ocean mój ze wszystkich stron ogarnął sztorm, imiona tych co są na dnie w otchłani śpią. A gdy do marzeń wracam znów, wytyczam cel, to święcie wierzę w czystość słów i w piany biel. I chociaż minie jakiś czas, pamiętać chcę, że wątpi czasem każdy z nas czy uda się? Ocean szeptał słowa te: ty żyj, by iść, a dzień, ach jakiż to był dzień tak, środa, jak dziś...
© Jacek Beszczyński. Tłumaczenie, 2020
© Jacek Beszczyński. Wykonanie, 2020