Ona była czysta, jak zimowy śnieg.
W błoto sokole! Masz iść po nich prawo,
Lecz oto ręce parzy mi jej list,
i dowiaduję się okrutnej prawdy.
Nie wiedziałem, że cierpienie to też maska
i maskarada za chwilę się skończy.
Tym razem poniosłem fiasko -
mam nadzieję, że był to ostatni raz.
Myślałem: dni moje są policzone,
zła krew przenikła do mych żył.
Ścisnąłem list, jak główkę żmii, -
przez palce przeciekł zdrajcy jad.
Nie poznam ni cierpienia ni agonii,
przeciwny wiatr obetrze moje łzy,
mych koni obraza nie dogoni,
mych śladów nie zasypie śnieg.
I pozostają ze mną
pod pochmurnym, nieciekawym niebem,
narkotyk fiołków, nagość goździków
i łzy zmieszane ze stopniałym śniegiem
Moskwa nie wierzy łzom i łezkom -
i nie zamierzam więcej łkać.
Spieszę się na spotkanie nowych pojedynków
i tak jak zawsze zwyciężać zamiar mam.
|