Ona była czysta, jak zimowy śnieg. W błoto sokole! Masz iść po nich prawo, Lecz oto ręce parzy mi jej list, i dowiaduję się okrutnej prawdy. Nie wiedziałem, że cierpienie to też maska i maskarada za chwilę się skończy. Tym razem poniosłem fiasko - mam nadzieję, że był to ostatni raz. Myślałem: dni moje są policzone, zła krew przenikła do mych żył. Ścisnąłem list, jak główkę żmii, - przez palce przeciekł zdrajcy jad. Nie poznam ni cierpienia ni agonii, przeciwny wiatr obetrze moje łzy, mych koni obraza nie dogoni, mych śladów nie zasypie śnieg. I pozostają ze mną pod pochmurnym, nieciekawym niebem, narkotyk fiołków, nagość goździków i łzy zmieszane ze stopniałym śniegiem Moskwa nie wierzy łzom i łezkom - i nie zamierzam więcej łkać. Spieszę się na spotkanie nowych pojedynków i tak jak zawsze zwyciężać zamiar mam.
© Irena Korcz-Bombała. Tłumaczenie, 1983