Dziesięć tysięcy i tylko jeden został bieg. W tym czasie nasz Bieskudnikow Oleg zadarł nosa. Jestem chory, na zwolnieniu, nie mam siły - i przepadł Wtedy trener mi zaproponował: biegnij ty. Przecież na dystansie długim umrę ja - nawet nie krzyknę: zdołam przebiec tylko pierwszą rundę i padnę! Lecz surowo mówi do mnie trener tak: Trzeba, Fiedzia! Najważniejsze, mówi, żeby wola była do zwycięstwa. Wola, wola, ale jeśli braknie sił, wpadłem w pasję: na dziesięć tysięcy wyrwałem się jak na pięćset metrów i zgasłem Zawiódł mnie, jak przewidziałem, oddech: zrobiłem tylko pół okrążenia i upadłem. A szkoda! I nasz trener, eks- i wicemistrz ORUD-u, nie pozwolił na stadion wpuszczać mnie - judasz! Przecież jeszcze wczoraj brałem z nim pół bańki, dziś mi mówi on: Zmień łyżwy na sanki. Szkoda trenera, wcale nie jest taki zły, no Bóg z nim. Dziś trenuję i zapasy i boks. Nie mam więcej na swój temat złudzeń. Wszyscy nagle tak uprzejmi dla mnie są - i trener.
© Irena Korcz-Bombała. Tłumaczenie, 1983