Dziesięć tysięcy i tylko jeden
został bieg.
W tym czasie nasz Bieskudnikow Oleg
zadarł nosa.
Jestem chory, na zwolnieniu, nie mam siły -
i przepadł
Wtedy trener mi zaproponował:
biegnij ty.
Przecież na dystansie długim umrę ja - nawet
nie krzyknę:
zdołam przebiec tylko pierwszą rundę
i padnę!
Lecz surowo mówi do mnie trener tak:
Trzeba, Fiedzia!
Najważniejsze, mówi, żeby wola była
do zwycięstwa.
Wola, wola, ale jeśli braknie sił, wpadłem
w pasję:
na dziesięć tysięcy wyrwałem się jak na pięćset metrów
i zgasłem
Zawiódł mnie, jak przewidziałem,
oddech:
zrobiłem tylko pół okrążenia i upadłem.
A szkoda!
I nasz trener, eks- i wicemistrz
ORUD-u,
nie pozwolił na stadion wpuszczać mnie -
judasz!
Przecież jeszcze wczoraj brałem z nim
pół bańki,
dziś mi mówi on: Zmień łyżwy
na sanki.
Szkoda trenera, wcale nie jest taki zły,
no Bóg z nim.
Dziś trenuję i zapasy
i boks.
Nie mam więcej na swój temat
złudzeń.
Wszyscy nagle tak uprzejmi dla mnie są -
i trener.
|