Tu łapy jodeł drżą na wietrze, tu ptaki szczebiocą trwożnie - żyjesz w zaczarowanym, dzikim lesie, stąd uciec już nie można. Niech czeremcha, jak bielizna na wietrze schnie, niech jak deszcz opadają bzy. Ja i tak stąd zabiorę cię do pałacu, gdzie grają fujarki. Twój świat czarownicy na tysiące lat schowali przede mną i światem - i myślisz, że nie ma piękniejszego nic, od tego zaczarowanego świata. Niech na liściach nie będzie rosy o świcie, niech księżyc kłuci się z niebem pochmurnym... Wszystko jedno zabiorę cię stąd, do jasnego zamku nad morzem. W jakim dniu tygodnia, o której godzinie wyjdziesz do mnie ostrożnie, a wtedy ja cię uniosę tam dojść nie można. Porwę cię, jeśli porwaną być chcesz - czyż na próżno straciłem swe siły? Zgódź się chociaż na wspólny raj w szałasie, gdy zamek i pałac ktoś zajął.
© Irena Korcz-Bombała. Tłumaczenie, 1983