Ustało drżenie rąk, to znak -
Na szczyt już czas!
I stary w przepaść runął strach
na milion lat.
Nie powstrzymuje mnie już nic,
wciąż pnę się wzwyż...
I wiem - potrafię zdobyć dziś
najwyższy szczyt!
Wśród szlaków nieprzetartych dziś
wybieram swój,
wśród szczytów niezdobytych dziś
ten będzie mój!
Imiona tych, co legli tu,
zna tylko śnieg...
Spośród dziewiczych wielu dróg
ta moją jest!
Tutaj błękitnych lodów blask
na stoku gra,
tajemny butów stary ślad
w kamieniu trwa...
Nad tłumem śmiałków widzę szczyt -
wyśnioną biel
i wierzę - słowa mogą być
jak czysty śnieg!
Nawet gdy minie wiele lat
pamiętać chcę,
jak pokonałem tutaj strach
zdusiłem lęk.
Strumyk mi szeptał: „Nie bądź leń
i w szczęście wierz!”
A dzień... Jaki był wtedy dzień?
Nie środa, nie?
|