Na graniach wysokich, od ludzi i świata daleko. Daleko.
Na szczytach dziewiczych, gdzie ziemi i nieba styk. Nieba styk.
Żyło raz sobie wesołe górskie, górskie echo
Odpowiadało na krzyk, ludzki krzyk.
Kiedy samotność za gardło pochwyci straszliwie. Straszliwie
I serca zbolały jęk odpadnie cicho od ścian. Od ścian.
Uchwyci go echo, z miłością ogrzeje, ogrzeje troskliwie
Wołanie o pomoc do druhów poniesie gdzieś w dal
To bestie, nie ludzie, w szaleju swe topiąc sumienie. Sumienie.
I aby nie poniósł się w dal gromki tupot i chrap. Tupot i chrap.
Przybyli, by uciszyć, by zabić te żywe, te żywe kamienie
I echo związali, wetknęli mu w usta pęk szmat...
I ciemność spowiła szaloną i krwawą uciechę. Uciechę.
Pod obcas je brali, lecz jęków nie słyszał już nikt. Już nikt.
O brzasku rozstrzelali zdławione górskie, górskie echo
Trysnęły po kulach ze skał kamienie jak łzy.
|