W podwórzu już słychać stuk młotków i śmiech,
Choć stoły gotowe, nakrywać nie czas.
Dni w maju weselsze niż mrozy i śnieg
I dłużą się dni, chociaż Berlin już nasz.
Przedwojenne latarnie już świecą wieczorem nieśmiało,
Na jeńców patrzyła już Moskwa z wysoka nie raz,
Lecz gdzieś tam żołnierza serce odłamkiem, odłamkiem szarpało,
Lecz gdzieś tam do akcji na wroga szykuje się zwiad.
Już szykują sztandary, krok ćwiczą na Placu Czerwonym.
Jak parkiet w salonie, czystością pod Kremlem lśni bruk,
Lecz ciągle na zachód, na zachód ślą eszelony.
A baby na tyłach łzy leją na pusty grób.
Ilu radości już nie da w maju bez?
Ilu wesel już nie zobaczy świat?
Tak wiele szczęścia porwał strumień łez,
Który na szczęście swój koniec w końcu ma.
Oto już oczyszczają od sadzy świeczek ikony,
A w sercu modlitwa, i śpiew niesie się z głębi dusz,
Lecz z krzyżem czerwonym do kraju wciąż ciągną, ciągną eszelony,
Choć w radiu podają, że straty niewielkie są już.
Dokoła majowym kwieciem sypie sad
I w słońcu wygrzewa się pole i staw.
Najlepsza nagroda za trudy tych lat -
Drzemka w kobiercu świeżych, wonnych traw.
Ponad miastem nie wiszą już mroczne aerostaty.
Ucichły syreny, radosną głosić chcąc wieść,
Lecz kapitanów wciąż jeszcze mianują kombatem,
Którego w ostatniej chwili zabrać może zła śmierć.
Na ulicach już grają zdobyczne akordeony
I przysięgi padają - bez długów i w zgodzie już żyć,
Lecz dalej ciągną na zachód, na zachód eszelony
A nam się zdawało, że z wrogów nie został już nikt...
|