Uwielbiałem figle i kobiety: I co dnia, to inna obok mnie. I nie cichły dookoła szepty, Jaki ja na baby jestem pies. Dnia pewnego, mój ty przyjacielu, Tuż nad morzem - co nie żarty z nim - Napotkałem taką jedną z wielu I zjawisko dech zaparło mi. Ona tak otwartą ma naturę, Duszę szczerą i przyjazną mi, Zgrabną, jak z żurnala, ma figurę, A ja grosza nie mam, co tu kryć. No, a jej by buteleczkę wina, Koniak czy perfumy z pierwszych rąk, W zamian - przyjemności odrobina, Z tych jej usług, co wątpliwe są. "Tobie, drogi Wasia " - cicho mówi - Chętnie oddam skarb najdroższy swój!..." "Zgoda - rzekłem -- ale za sto rubli, Jeśli więcej - z kumplem pół na pół!" Ech, kobiety - narowiste konie: Stają dęba, to wędzidło włóż!... Może ja tu czegoś nie rozumiem, Ale poszła obrażona... Cóż! Po miesiącu znikło jej wzburzenie, Po miesiącu przyszła do mnie znów. I odniosłem dziwne dość wrażenie - Moja cena jej nie razi już.        
© Lila Helena Metryka. Tłumaczenie, 2013