Drzwi do knajpy otwarte. Przywitał mnie gwar
Pachnie wódką i duszno od dymu
Przy stoliku samotnie - siedzi kapitan
Mogę usiąść - spytałem. On skinął
Papierosa wyjmuje i mówi mi: pal
Ja, dziękuję - "Kazbeków" nie palę
Pełną szklankę podsuwa i prosi mnie: pij
A ja wódki nie odmawiam wcale
Galopują kolejki, na stoliku tłok
Bohaterska fantazja nas bierze
Więc - na zdrowie - pijemy za życie, za zdar
I klepiemy pijackie pacierze
Wali pięścią kapitan, kołysze się stół
Dzikim krzykiem w krzesełko mnie wbija
Ja pod Kurskiem za ciebie chodziłem na bój
Abyś dzisiaj gorzałę mógł pijać
A ty kto włóczykiju? Skąd ojciec? Skąd ród?
Czy nie wstydzisz się swojej rodziny
Jesteś swołocz i cham, tylko wódę byś chlał
I łzy kapią mu z rudej szczeciny
Ja milczałem, choć wspomnień ogarnął mnie szał
Bo po prawdzie, gdy on był kapralem
Ja na polu, pod Kurskiem, gdzie toczył się bój
Jedną kulę pod żebro dostałem
Ile można wytrzymać, gdy trafia cię szlag
Więc uniosłem się wreszcie honorem
Zamknij dziób kapitanie, to było nie tak
Ty na pewno nie będziesz majorem
|