Koszmarny sen obudził mnie
i wrócił zaraz
Wszystko co złe kąpało się
w grzechu oparach
Wabiłem los na złoty trzos
i w kłamstwie żyłem
Wyparłem się Boga i was,
wszystkich zdradziłem
Konopny sznur i pełny wór
bezczelnej blagi
Przyszpilił mi ręce do drzwi
na czas odwagi
Gdy błysnął nóż, stłamsił mnie tchórz
i dałem nogę
A potem znów wracałem, by
szerzyć niezgodę
Kłaniałem się złodziejom w pas,
wdzięczyłem draniom
I chociaż mnie ogarniał wstręt,
śniłem to samo
Nastawał dzień, sny gonił w cień.
Codzienna praca
A w nocy znów bałem się spać,
bo sen powracał
Cóż to za znak, po śladach snu
przecieram oczy
I boję się, że może to
jest sen proroczy
Ach, gdyby mógł wszechmocny
Bóg dotknąć mej głowy
Aby ten sen, jak dobry dzień,
był kolorowy
Pomysłów sto, jak zabić zło,
a jasność wskrzesić
Aby nasz czas, jak gęsty las,
dobrem zalesić
Gdy nie da się, nawet we śnie,
powstrzymać lęku
Nie ważne to, co mi się śni,
lecz to co w ręku...
|