Miałem nazwisk czterdzieści bez mała.
Miałem siedem paszportów i mnie
Kobiet sto siedemdziesiąt kochało,
Dwustu wrogów życzyło mi żle,
Lec z któż by się żalił!
Wystarczyło wyjić z domu -
Choć się bardzo starałem,
Wciąż ktoś trafiał się, komu
Oko podbić musiałem.
Choć niełatwą szlak mój był drogą -
Dawno jeste m uznania już wart -
Nikt nie machnie mi nekrologu,
Paru słów na ostatniej ze szpalt,
Lecz któż by się żalił!
Uciekał m przed sławą
I stroniłem od ludzi
- Zawsze kto ś mnie poznawał
I musiałem pi ć brudzia.
Żyłem wiarą we wszystko co wzniosłe
- Ot na przykład w radziecki nasz lud.
Nawet gdyby mnie uczcił grobowcem,
U pietrowskich nic złożą mnie wrót,
Lecz któż by się żalił!
Wystarczyło wyjść z domu
- Choć się bardzo starałem.
Wciąż ktoś trafiał się, komu
Oko podbić musiałem.
O złodziejach układam ballady,
O dramatach, co los niesie im.
Nic chcą znać mnie artyści estrady,
Zresztą słusznie - gdzie Rzym, a gdzie Krym,
Lecz któż by się żalił!
Choć starałem się działać
Bez ryzyka odsiadki
Lecz milicja czuwała
1 wracałem za kratki.
Choć cierpieniom jak dotąd nie było
Nigdy końca - ech, ileż to lat…
Nie ujrzycie mojego profilu
Na monetach - niewdzięczny jest świat.
Lecz któż by się żalił!
|