Coraz częściej topię smutki w alkoholu I widuję nocą różne dziwy... Wtem ktoś po imieniu woła mnie spod stołu - Patrzę: diabeł. Toż to cud prawdziwy! Chwostem merdał, stroił śmieszne miny. Rzekłem doń: „Skorzystaj z mej gościny. Mam, kochasiu, w domu koniak - trzy butelki - Lecz ty zapewne wolisz spirytusik. Słuchaj, czarcie, diable, diasku, Lucyperku, Siadaj ze mną, a do łez mnie wzruszysz. Boisz się? Już chcesz do klamki sięgać? ...Złaź z ramienia! Umiem się pożegnać!” Czart powiedział - „Znam też dobrze Borysewa” (To dozorca nasz, dzień w dzień na gazie). Pod policzki nawpychał sobie chleba I koniaczkiem wcale nie pogardził. Dno butelki? - Pestka! Objedziemy Dwórce trzy i koniak zdobędziemy. Sen mnie zmorzył, diabeł sam obleciał dworce. Budzę się - on znowu jest! Zadrżałem. Czy to on znów roi mi się o północy, Czy to ja się jemu przywidziałem? Diabeł szpetnie zaklął - mija chwila, Już cmok-cmok, już łasi się, przymila. Śmiałem się, bo diabeł sztuczek znał bez liku... Zapytałem: „Jak się dobieracie U was w piekle do nas, do alkoholików? Czy smażycie ich w denaturacie?” Diabeł zaklął znów i rzekł pod nosem: „Mamy teraz lepszy na nich sposób”. Noc się szybko kończy, świta już za oknem, Chciałem jeszcze z czartem leczyć kaca, Lecz w powietrzu rozwiał się jak sen, jak oman... Czekam go, czasami do mnie wraca. Nie pukajcie się przypadkiem w czoło - Lepiej wypić z diabłem niż ze sobą.
© Wojciech Paszkowicz. Tłumaczenie, 1983