Coraz częściej topię smutki w alkoholu
I widuję nocą różne dziwy...
Wtem ktoś po imieniu woła mnie spod stołu
- Patrzę: diabeł. Toż to cud prawdziwy!
Chwostem merdał, stroił śmieszne miny.
Rzekłem doń: „Skorzystaj z mej gościny.
Mam, kochasiu, w domu koniak - trzy butelki
- Lecz ty zapewne wolisz spirytusik.
Słuchaj, czarcie, diable, diasku, Lucyperku,
Siadaj ze mną, a do łez mnie wzruszysz.
Boisz się? Już chcesz do klamki sięgać?
...Złaź z ramienia! Umiem się pożegnać!”
Czart powiedział - „Znam też dobrze Borysewa”
(To dozorca nasz, dzień w dzień na gazie).
Pod policzki nawpychał sobie chleba
I koniaczkiem wcale nie pogardził.
Dno butelki? - Pestka! Objedziemy
Dwórce trzy i koniak zdobędziemy.
Sen mnie zmorzył, diabeł sam obleciał dworce.
Budzę się - on znowu jest! Zadrżałem.
Czy to on znów roi mi się o północy,
Czy to ja się jemu przywidziałem?
Diabeł szpetnie zaklął - mija chwila,
Już cmok-cmok, już łasi się, przymila.
Śmiałem się, bo diabeł sztuczek znał bez liku...
Zapytałem: „Jak się dobieracie
U was w piekle do nas, do alkoholików?
Czy smażycie ich w denaturacie?”
Diabeł zaklął znów i rzekł pod nosem:
„Mamy teraz lepszy na nich sposób”.
Noc się szybko kończy, świta już za oknem,
Chciałem jeszcze z czartem leczyć kaca,
Lecz w powietrzu rozwiał się jak sen, jak oman...
Czekam go, czasami do mnie wraca.
Nie pukajcie się przypadkiem w czoło
- Lepiej wypić z diabłem niż ze sobą.
|