Sabatem szalonym Śmiertelnie znużone, Wędrują dwie wiedźmy i gwarzą o niczym. „...Ej, kumo-wiedźmo, Przekonać się jedźmy, Co słychać nowego w stolicy. Po Łysej Górze Przetrwało podnóże. Któż w mieście pamięta, gdzie był jej wierzchołek? Nikt tam nie zachodzi. Ni starzy, ni młodzi, Bywają tam tylko upiory". Szły sobie babusy, Napotkał je kusy. „A dokąd to Bóg was, babsztyle, prowadzi? Tak smutno na świecie - Ze sobą zabierzcie Starego, a drogę wam zdradzi!" Spierając się srodze Stanęli przy drodze, Tam wampir, ich koleś z lat dawnych podpłynął. Klął, sadził diabłami: „Ja też chcę iść z wami!" I miną czarował niewinną. „No dobra, chodź z nami, Lecz nie myśl czasami, Że krwi tam wychłepczesz choć łyczek czerwonej". Pokwękał, lecz przystał I schował zębiska, - Wypiękniał jak poświęcony. W Cafe „Hotel Bristol" W ubrankach turystów Usiedli, pojedli, popili do woli. Niestety diablisko Miał spodnie przykrótkie I musiał iść łydki ogolić. Rozgląda się diabeł Wampira ni śladu. Sklął druha, co o nim tak łatwo zapomniał. I wiedźmy się zmyły. Łaziły, patrzyły „Czyż nie jest tu, kumo, cudownie?" Hipodrom je skusił - Stanęły jak strusie, Bo hazard je zawsze od dziecka pociągał. Raz dwa przehulały Ni dużo, ni mało - Tysiączek w nowych pieniądzach. A kusy pod oknem Popija samotnie, Rozmyśla, gdzie wampir - niecnota się podział. Rozglądać się zaczął: „Gdzież jest on, rodacy?" Usłyszał - „Pijany, jak kłoda". Gdy wiedźmy beztroskie Puszczały w ruch forsę, Gdy diabeł co chwila dolewał sam sobie, Przy dybał wdóweczkę, Krwi wypił troszeczkę Nasz wampir i usnął na sofie.            
© Wojciech Paszkowicz. Tłumaczenie, 1979