Sąsiad m j zna kraju wszystkie kąty - Ponoć w ziemi poszukuje czegoś. Ja do cudzych garnków nie zaglądam, Lecz nie mogę często spać przez niego. Plusz a ścianach ma i jedwab w oknach, Jego żona wciąż w podomce chadza! Ja bym tu gdzie stoję uran odkrył, Gdyby odpowiednia była płaca. Jakieś kłamstwo się w tym wszystkim kryje - On umyślnie jeszcze nic nie znalazł. Bo i po co - pensja i tak wpłynie. Mało kto dostaje tyle naraz. Kłopot mam z ich synem, daję słowo, Potknął się o stolik w przedpokoju I karafkę zbił mi kryształową - Na rachunku cenę im potroję. Ja dostaję dwa - a on dwadzieścia. Płać więc, skoro ci na wszystkim zbywa! To nie zawiść, tylko czas już wreszcie, By upomnieć się o sprawiedliwość. Już ja im pokażę, poczekajmy, Wnet się wyprowadzą stąd ukradkiem! Oni mają wszystko za pół darmo, U nas - nawet na pół litr a braknie.
© Wojciech Paszkowicz. Tłumaczenie, 1987